Strona startowa arrow Aktualności arrow Podsumowanie rajdu El-Chott 2006
Podsumowanie rajdu El-Chott 2006

ImageImageJakiś czas temu, zakończyła się 22 edycja legendarnego pustynnego maratonu El-Chott. Startowaliśmy w nim już po raz drugi. Nie ukrywam, że były dwa główne powody, dla których postanowiliśmy wystartować w tym rajdzie po raz drugi. Po pierwsze doświadczenie ze startu w zeszłym roku i fakt, że w zeszłym roku rajd ten był ekstremalnie trudny i do tego był to wtedy jeden z największych, jeśli chodzi o liczbę startujących załóg i jeden z najdłuższych rajdów pustynnych. Drugim powodem była chęć potwierdzenia, że nasz zeszłoroczny sukces nie był przypadkiem. O tyle o ile rzeczywiście udało nam się potwierdzić wynik i udowodnić, że jesteśmy w stanie walczyć z najlepszymi i zajmować doskonałe miejsca na największych rajdach pustynnych, o tyle na samym rajdzie zawiedliśmy się.

ImageRajd był krótszy niż w zeszłym roku o ponad 700 km, ponadto organizator wyraźnie wystraszył się sytuacji, jakie miały miejsce w zeszłym roku, kiedy to z jednego oesu nie wróciło na noc 26 załóg i poza skróceniem trasy rajdu, znacznie ją uprościł. Niestety troszkę przegiął i w efekcie rajd po prostu nie był tak trudny i wyraźnie nie odpowiadał legendzie, która za nim idzie. Dodatkowo jeszcze stało się coś nie przewidywalnego dla organizatora i w zasadzie niespotykanego. Na Saharze spotkała nas ulewa. Tak, tak ulewa, a nie burza piaskowa. Ulewa spowodowała, że piach stał się znacznie twardszy i odcinek w Bir Aouine, był relatywnie łatwy, choć miał być odcinkiem prawdy i skrajnego testu, bo jak inaczej nazwać wyścig w poprzek łańcucha wydm o wysokości wahającej się pomiędzy 60 a 100m (to jest wysokość sporych wieżowców). W zeszłym roku to właśnie na tym odcinku 26 załóg zostało na noc na pustyni, a helikopter ratunkowy całą noc poszukiwał biedaków. W tym roku nikt nie został na noc, a wydmy okazały się twarde i przewidywalne, zdecydowanie preferujące lekkie szybkie samochody, a nie blaszane śmietniki, jak nasza Toyota. Był to ewidentnie wyścig po twardym podłożu, a nie wzorem zeszłego roku, walka z pustynią.

ImagePodsumowując rajd w całości ewidentnie obniżył on wymagania wobec startujących załóg, nieco gorzej wypadł także organizacyjnie, czego nie można było zarzucić w zeszłym roku. Największą wpadką był catering, który był poniżej wszelkiej krytyki, w zeszłorocznym rajdzie troszkę narzekaliśmy na to, ale to, co organizator zaoferował w tym roku przekroczyło wszelkie dopuszczalne granice.

Największa różnica w porównaniu z zeszłym rokiem, to liczba startujących załóg – z jednego z największych rajdów na świecie zmniejszył się do skali dwudziestu kilku samochodów i podobnej ilości motocykli. Dowcipem natomiast były klasy quadów i ciężarówek, w których wszyscy startujący byli albo na podium albo wygrywali rajd. W klasie quadów wystartowało trzech uczestników, a w klasie ciężarówek była tylko jedna załoga, więc wygrała klasę. To był jakiś wolny żart, ale nie nam to komentować.

ImageParadoksalnie, dla nas fakt, iż ten rajd był łatwiejszy niż w zeszłoroczny zupełnie nam nie sprzyjał. Dawał on sporą przewagę lekkim plastikowym konstrukcjom ścigaczy, które co prawda jeżdżą szybko, ale tylko w dobrych warunkach. Kiedy sytuacje stają się ekstremalne, wtedy te różnice zanikają i wagi nabiera technika jazdy i niezawodność sprzętu, a to akurat jest mocna strona produktów z pod znaku Toyoty.

ImageTym razem nie byliśmy jedynymi Polakami na rajdzie i do tego mieliśmy swój serwis, co ogromnie ułatwia życie. Loctite Team, czyli drugi polski zespół dysponował właśnie lekkimi plastikowymi pojazdami o dużej mocy. Niewątpliwie dawało im to szanse na bardzo szybką jazdę, która zaowocowała nawet etapowym zwycięstwem załogi Górecki / Górecki. Nam szczególną satysfakcje sprawił fakt, że przez kilka dni prowadziliśmy z nimi w klasyfikacji generalnej i tak naprawdę straciliśmy prowadzenie dopiero dziewiątego dnia po awarii układu kierowniczego. Nawet na odcinkach twardych i bardzo szybkich różnice nie były tak duże, jak można by oczekiwać, biorąc pod uwagę różnice sprzętowe. Muszę przyznać, że nasza Toyota sprawowała się całkiem dobrze.

ImageSzczególnie chciałem podziękować naszemu serwisowi, czyli Maćkowi Chełmickiemu i Pawłowi Morawczyńskiemu za wsparcie podczas rajdu i wiele godzin spędzonych szczególnie przez Pawła przy leczeniu ran auta tak, aby mogło z sukcesem dotrzeć do mety.

Pozdrawiam wszystkich naszych kibiców i tych, którzy nas wspierali

Tomasz Łukasik